Nie taki wnuczek straszny... Drukuj Email
Wpisany przez Dziadek Funio   
piątek, 15 czerwca 2012 14:17
Nie taki wnuczek straszny …

Szanowny Dziadku!
Piszę do Pana pod pseudonimem, gdyż obawiam się konsekwencji tego co napiszę. Przepraszam za ten wstęp, trochę zagmatwany …ale do rzeczy. Zostałem dziadkiem.
 
 
Moja wnuczka skończyła właśnie roczek i wszyscy się nią zachwycają. Ja, oczywiście, też, zwłaszcza w obecności synowej i syna, i także mojej żony. Naprawdę jednak nie znoszę małych dzieci. Noszą zasikane i śmierdzące pampersy. Brzydzę się tego. Od czasu, gdy musiałem przewinąć nasz „skarb” nie jadam jajecznicy, gdyż kojarzy mi się z kupą mojej ukochanej wnuczki. Rodzina zachwyca się pomysłowością Anusi. Ja widzę w tym co robi samą głupotę.  Np. ściąga serwetę ze stołu razem ze wszystkim co na jej stało. Albo wywala garnki z szafek. Po każdym takim wyczynie patrzy na mnie, oczekując aprobaty. Jak ja mogę ją za to chwalić? Przecież tego rodzaju „dokonania” są bezsensowne.  Babcia, czyli moja żona twierdzi, że Ania mówi pełnymi zdaniami. W rzeczywistości dziecko bez chwili przerwy (o ile nie śpi) wydaje nieartykułowane dźwięki. Buzia jej się nie zamyka. Jest to okropnie męczące, denerwujące dla normalnego człowieka. No i spacery do których jestem od czasu do czasu przymuszany. Nie umiem nawet napisać jakie one są nudne! Wyć się chce. Oczywiście nie wyję i w ogóle nie przyznaję się, że nie lubię małych dzieci. Robię to, aby nie burzyć szczęścia rodzinnego. Męczę się jednak i czasem myślę, że powinienem przyznać się do tego, że nie lubię opiekować się małymi dziećmi. Jak Pan myśli, co się stanie gdy powiem mojej rodzinie, ze Ania śmierdzi, albo że robi głupoty? Co Pan by zrobił na moim miejscu?
Dziadek Antek   
 
Panie Antoni
Jak bym przy tym był. Ja też nie za bardzo lubię małe dzieci, choć czasami dają odrobinę radości, zwłaszcza jak już mają po 4 – 5 lat, albo jak już chodzą do szkoły. Moja rodzinka o tym wie od samiusieńkiego początku i… nie ma mi tego za złe. Ważne jest tylko to, aby nie dopuścić do straszenia maluchów dziadkiem np. „…jak nie zjesz zupki, to zawiozę cię do dziadka…” itp. Prawdą jest, że wszystkie ciotunie, pseudo przyjaciółki i inne mają w zwyczaju, jak ja to mówię „Tiutać” (od tiu, tiu, tiu) i „ciumciać” (od cmokania z zachwytu) itp. Prawdą jest też, że świeżo narodzony osesek nie jest do nikogo podobny i raczej jest dość brzydki, a takie „ciotunie” w zależności od tego kto w tym momencie jest przy dziecku mówią: „… jaki Kubuś jest śliczny, jaki podobny do tatusia (czy dziadziusia, mamusi, czy teściowej)”. Bzdura, do nikogo nie jest podobny, a takie gadanie cioć i innych psiapsiółek między bajki należy włożyć i tyle.
Pyta Pan, co bym zrobił? Powiedział bym rodzinie prawdę. Wiem, wiem. Już widzę ich miny – jakby diabła zobaczyli. To jednak szybko mija i przechodzi do stanu normalnego – dziadek nie przepada za maluchami i już. Pogodzą się z tym szybko. Takie jasne postawienie sprawy bardzo ułatwia życie. Do mnie nikt nie dzwoni z prośbą abym się pozajmował dziećmi, mam spokój! (Oczywiście wiedzą, że w sytuacji awaryjnej mogą na mnie liczyć). Dzwonią do żony, bo ona to lubi, jej sprawa, jej kłopot. Nie każdy lubi czerwone wino. NIE MUSI!!! Ja już teraz swoje wnuczki zaczynam lubić, bo najmłodsze niebawem skończy edukację przedszkolną, a najstarsze do 3 klasy się wybiera. Z takimi już pogadać można, nawet na ryby zabrać, a obfajdane pampersy nie istnieją. Trzeba przetrzymać, Panie Antoni te pierwsze trzy, a może nawet pięć lat, ale rodzina niech wie co Panu w duszy gra. Zobaczy Pan jak docenią, gdy się Pan pierwszy raz z wnukiem na spacer uda - dobrowolnie, czy w piłkę pogra – z Pańskiej inicjatywy… Pozwodzenia. 
 
Zrzędliwy Dziadek Funio

Poprawiony: czwartek, 09 stycznia 2014 15:12