Andrzejki na Dzikim Zachodzie |
Wpisany przez Zofia i Stefan Zubczewscy | ||||||||||||||||||||
niedziela, 09 grudnia 2012 16:02 | ||||||||||||||||||||
Andrzejki na Dzikim Zachodzie
28 listopada 2012 Koło Emerytów i Rencistów Związku Nauczycielstwa Polskiego w Rucianem- Nidzie zorganizowało dla swych członków „andrzejki”. Była to zabawa kostiumowa. Obowiązywały stroje w stylu Dzikiego Zachodu i poczucie humoru.
Wczesnym popołudniem do gospodarstwa agroturystycznego „Gospo” w Wojnowie zjechali Indianie Północnoamerykańscy pod przywództwem wodza Stasia. Wódz miał starannie zaplecione czarne warkocze oraz klapkę na spodniach w tym miejscu, gdzie blade twarze noszą rozporek. Ta klapka przyciągała wzrok nie tylko Indianek, ale też dam przybyłych wprost z saloonu. Damy ubrane były w wydekoltowane gorsety i rozkloszowane spódnice. Stroje te szykowały od dawna, przerabiając suknie kupione na sobotnim targu używanych rzeczy w Nidzie.
Cierpliwi bywalcy tych targów znajdują tam prawdziwe rarytasy, na przykład letnie parasolki wykonane z koronki, gorsety usztywnione fiszbinami i sznurowane na plecach, kostiumy teatralne itp. Po strojach Indianek (kremowych, stylowo haftowanych tunikach) można było poznać, że pochodzą z jednego szczepu bardzo ze sobą zżytego. Babcia Polka już drugi raz uczestniczyła w imprezie, którą zorganizowali sobie emeryci z Nidy ( pierwsza to była wycieczka do Białowieży – opisałam ją). Członkowie Koła składają się na większość zabaw i wycieczek. Prowadzą również działalność społeczną. Odwiedzają „Betezdę”, Dom Pomocy Społecznej w Ukcie prowadzony przez Parafię Ewangelicko – Augsburską.
Organizują tam przedstawienia, regularnie prowadzą zajęcia plastyczne. Siłą napędową Koła jest pani Janina Polit - mobilizuje do działania, organizuje, podsuwa pomysły i mówi, że bez Helenki – skarbniczki ciężko byłoby coś zdziałać, gdyż konieczny jest ktoś kto pilnuje finansów. Janka przywitana została przez zebranych indiańską (jak mi wyjaśniono) obrzędową pieśnią „Sto lat”. Obchodziła bowiem okrągłą rocznicę urodzin, czyli osiemnastą. Naprawdę te panie (i garstka panów) nie nudzą się na emeryturze. Nie marnują swojej wiedzy i energii na siedzenie w domu. Powiem więcej – wychodzą naprzeciw przygodom, jakby wyjętym wprost z filmu, tak właśnie jak Danusia i Kazimierz . Oboje urodzili się w Chorzelach. Ich rodziny mieszkały w domu typu bliźniak. - Kazimierz zawsze mi się podobał – wspomina Danusia, ale nie zwracał na mnie uwagi. Byłam dla niego za smarkata. Czasem żartował : umaluj się, to może gdzieś pójdziemy. Jest od niej starszy o 12 lat. Naturalnie pamięta małą Danusię, „rosła na moich oczach’ – powiada. W latach 50. wyjechał jednak z rodzinnego domu. Zaniosło go aż do Świnoujścia gdzie przez 40 lat pływał „na wszystkim”, jak mówi. Na „Błyskawicy”, legendarnym niszczycielu walczącym z Niemcami przez całą drugą wojnę światową, który w czasach służby pana Kazimierza został przekształcony w okręt flagowy Marynarki Wojennej, w Polskich Liniach Oceanicznych, w Polskiej Żegludze Bałtyckiej. – Byłem starszym mechanikiem. Osiągnąłem najwyższe stopnie w swojej branży i najwyższe wynagrodzenie, czyli tuż po kapitanie - wspomina Kazimierz. - W 1990 roku przeszedłem na emeryturę.
A mała Danusia została tymczasem nauczycielką historii i histeryczką, jak dodaje ze śmiechem. Wyszła za mąż, owdowiała - niestety, przeszła na emeryturę…Czas płynął…Kilka lat temu przybyła do Chorzeli na smutną uroczystość – umarł jej ojciec. Złożyło się tak, że przyjechał też Kazimierz w odwiedziny do swoich. - Coś zaiskrzyło – wspomina Danusia – no to wzięliśmy ślub. Stało się to pięć lat temu w przepiękną, słoneczną sobotę, 8 grudnia. Teraz mieszkamy w naszym domku w Nidzie. A Kazimierz dał się wciągnąć do Koła… Podczas „andrzejek” prezentowali się pięknie (fot. z lewej): on w garniturze i czerwonej wstążce zamiast krawata, ona w czerwonej sukni ze śmiało wyciętym gorsetem – Wszystko mi się tam zbiera – wzdychała przy obiedzie, wytrząsając okruszki z za dekoltu. Na nauczycielskie „andrzejki” przybyła też Indianka z plemienia Majów o swojsko brzmiącym imieniu – Sławka. Jak wiadomo zbliża się koniec świata, o czym Majowie wiedzą najlepiej. Zatem Indianka Sławka z wielkiej księgi wróżb wyciągała dla każdego przepowiednie na ostatnie dni, odczytywała je kowbojka Ania. Mój mąż usłyszał : „Podobają ci się laski – a nie wyglądasz na sponsora”. Też dobre - będę mu tę przestrogę przypominała. Oczywiście było więcej trafnych wróżb, a może raczej porad życiowych. Oto przykłady: Zakochałaś się? No i świetnie, po co leżeć odłogiem. Męczy Cię bezsenność? Ciesz się, że to nie rozwolnienie. Boisz się jesieni życia? Ależ to powód do radości, trzecie zęby nie bolą. Już w piątek czeka Cię niespodzianka, kupisz kilogram kiełbasy w promocji. Wróżbom i pysznym daniom przygotowanym przez chińskiego kucharza Wan Da, szeryfa Henryka i pannę Joannę Siwoń, towarzyszyły tańce. I ja tańczyłam, miód i nalewki piłam …
Tekst: Zofia Zubczewska Zdjęcia: Stefan Zubczewski
RZYPOMNIENIE ● ORP Błyskawica to polski niszczyciel, jeden z dwu okrętów typu Grom wprowadzony do służby w Marynarce Wojennej w 1937 roku. Walczył podczas drugiej wojny światowej od początku do jej końca na wodach Europy pod banderą angielską. W 1947 roku wrócił do Polski, do naszej Marynarki. Od 1 maja 1976 roku jest okrętem muzealnym, jedynym na świecie w swojej klasie. Stoi w porcie w Gdyni. W 1987 roku odznaczony został Krzyżem Złotym Orderu Virtuti Militari.
|
||||||||||||||||||||
Poprawiony: czwartek, 09 stycznia 2014 23:06 |